Biblioteka Miejska w Luboniu
PON-WT
12.00-19.00
ŚR-PT
8.00-15.00
SOBOTA
8.00-15.00

Przypominamy o przerwach technicznych, podczas których biblioteka jest zamknięta dla czytelników.
W poniedziałki i wtorki od 15.00 do 15.20, w pozostałe dni od 12.00 do 12.20.

„Jestem jedną z żon”


Wybitny polski krytyk filmowy i znawca kina – Tomasz Raczek – powiedział kiedyś, że nie mamy żałować seansu filmu, który okazał się totalną klapą, bo dzięki temu docenimy dobre kino. Postanowiłam więc tak potraktować „Jestem jedną z żon” Lailli Shukri – jako literacką lekcję, do której nigdy więcej nie wrócę.

Specyfika życia w krajach muzułmańskich, zasady tam panujące, podejście kobiet i do kobiet – ten temat interesuje mnie od lat. Czasem odrywam się od reportaży (jak na przykład książka zmarłego już Artura Ligęski „Inna miłość szejka” – absolutnie druzgocąca) by dać szansę powieściom. Z zaciekawieniem, ale i lekkim przymrużeniem oka czytałam „Arabskiego syna” i „Arabską żonę” Tanyi Vaiko. „Jestem jedną z żon” nie był pierwszym kontaktem z twórczością Lailli Shukri, ale z całą pewnością najbardziej bolesnym.

Lektura zaczyna się podobnie jak 90 procent książek o podobnej tematyce. Główna bohaterka ze złamanym przez Polaka sercem planuje podróż do Dubaju. Tam oczywiście zakochuje się w Arabie, biorą szybki ślub i zaczyna się dramat. Bo ona nie wiedziała jak tam jest! Bo skąd miała wiedzieć?! (tutaj oczywiście sarkazm).

Domyślam się, że autorka chciała abyśmy w pewnym momencie zaczęli współczuć głównej bohaterce. Jednak jest to moim zdaniem absolutnie niemożliwe, dlatego, że jest to postać po prostu… głupia. Chciałabym znaleźć inne słowo, ale to jedno pasuje idealnie. Alicja jest kobietą infantylną i skrajnie naiwną. Jej osąd zasłonięty jest przez wielgachne loga znanych marek, zapach pieniędzy i jeszcze coś innego, ale nie napiszę co, bo nie mam gwarancji, że czytający tę recenzję są 18+.

Czy jest to powieść feministyczna – napisana przez kobietę, dla kobiet i o kobietach? Absolutnie nie. Moja inteligencja i książkowy gust poczuły się zniesmaczone i mam ogromną nadzieję że nie istnieją kobiety tak bezpłciowe, materialistyczne, bez zainteresowań, które wychodzą za mężczyznę, znając go 72 godziny. W dodatku nie wiedząc nic o jego kulturze. Przez 418 stron powieści na próżno szukać choć jednej inteligentnej i interesującej postaci kobiecej. Czytanie z nadzieją i czekanie na nią jest jak czekanie na statek będąc na lotnisku – bez sensu.

„To może chociaż warto przeczytać tę książkę ze względu na opisany tam Dubaj i jego atrakcje?” – spytacie. Też nie. Chwilami czujemy się jakbyśmy czytali wikipedyczny opis konkretnych miejsc, który napisała osoba, widząc to miasto jedynie w grafice google.

Krótko mówiąc: nie polecam. Jest masa ciekawszych, bardziej wartościowych książek niż opisane tutaj „365 dni” w wersji arabskiej. Ubolewam jedynie nad tym, że była ona pierwszą przeczytaną przeze mnie w tym roku.

 

Monika Smółka