Przypominamy o przerwach technicznych, podczas których biblioteka jest zamknięta dla czytelników.
W poniedziałki i wtorki od 15.00 do 15.20, w pozostałe dni od 12.00 do 12.20.
Napisy końcowe dawno się skończyły, a ja nadal tkwię w okopie, widzę przez dym i trzęsą mi się ręce. Choć opieram się o wygodne krzesło, to mam wrażenie, że siedzę plecy w plecy z Desmondem i za chwilę będzie trzeba znowu biec. Otacza mnie jakaś wyimaginowana cisza, którą wypełnia huk i krzyk, ignoruję ulubioną muzykę, śmiech za drzwiami i głos rozsądku, który mówi, żeby zająć głowę czymś innym, czymś ważniejszym i przyjemniejszym. Tyle tylko, że po tym filmie nie ma nic ważniejszego.
Tak działa Mel Gibson: dosadnie i w punkt. Nagle okazuje się, że nie można tak po prostu obejrzeć Koła Fortuny, nie angażując się emocjonalnie w to czy będzie spółgłoska za 500 zł czy za komplet szamponów i mydła. Nie da się. To siedzi w człowieku niczym demon w ciele wojny i wraca przed oczy za każdym razem, gdy przypomina Ci się, że właśnie zapomniałeś. W codziennym pędzie i natłoku obowiązków, koszmar poprzedniego stulecia jawi się jako odległa legenda, a cierpienie tamtych ludzi jest czymś kompletnie odrealnionym i niewyobrażalnym. Wtedy przychodzi Mel Gibson i daje widzowi w twarz twardą ręką w ładnej rękawiczce.
„Przełęcz ocalonych”, bo o niej mowa to historia Dossa Desmonda, który po ataku na Pearl Harbour zaciąga się do armii jako sanitariusz. Ze względu na swoją głęboką wiarę jako pierwszy odmawia przyjęcia broni, bo Gdy inni będą odbierać życie, ja będę je ratował. Uważany za tchórza na przekór wszystkich dopina swego i trafia w samo centrum krwawych walk o Okinawę. Kiedy pozostali się wycofują, uciekając przed bezlitosnym wrogiem on zatrzymuje się przed skrajem urwiska i wraca po rannych, a następnie spuszcza ich na linie 120 metrów w dół do pozostałych ocalonych. Ratował tych, którzy za każdym razem udowadniali mu, że się nie nadaje i musi zrezygnować.
Oglądając Dunkierkę Christopera Nolana wydaje się, że kanapa stoi na plaży, pod stopami jest piasek, a odległość do kuchni to cały kanał La Manche. Mel Gibson przesuwa kanapę zdecydowanie dalej. Spycha Ciebie i cały Twój wewnętrzny porządek grubo za linię wroga w sfery strachu i dyskomfortu. Nie pyta się czy chcesz. Małymi krokami, wabiąc kolejnymi zdarzeniami, kreśląc historię Desmonda, przesuwa Cię dalej. O jeszcze jeden metr, kolejny krok, aż w końcu jesteś o 120 metrów za wysoko i trafiasz do piekła z którego jedyny ratunek to skok w przełęcz, tylko czy będziesz na tyle odważny by dołączyć do reszty ocalonych?
(KJ)